Teoretycznie, mogłabym o niej marzyć, bo była na świecie, zanim pojawiłam się na nim ja. Przyczyn, dla których nie odczułam jej braku, zapewne może być kilka, ale ja poprzestanę na tej dla dziecka najistotniejszej, że chyba najzwyczajniej po prostu wystarczał mi wtedy ukochany miś. Owszem, miałam też lalki, nawet taką dużą blondynę zza wschodniej granicy, która chodziła, prowadzona za rękę i mówiła mama, przy odpowiednim nachyleniu, ale zdecydowanie to na misiu była widoczna cała moja miłość, troska i potrzeba zaopiekowania się. Była to zabawka spersonalizowana pod każdym względem.
Przecierając oczy
Jej postać zaczęłam zauważać, kiedy zostałam mamą córeczki i to też nie tak zbyt wnikliwie jakoś i za wszelką cenę. W domu pojawiły się pierwsze dorosłe lalki „z drugiej ręki”, a potem jakieś w promocyjnej cenie, a ja nie dostrzegłam nawet, że nie zginają im się kolana. Nie były więc oryginałem. Przedszkole, telewizja, pomogły mi dostrzec ten fenomen. Dzisiaj zakup poprzedziłabym szczegółowym badaniem. Pierwsza, zakupiona w prezencie urodzinowym jej postać w naszym domu miała doczepiane skrzydła oraz z czasem partnera do towarzystwa, też ze skrzydłami. Nie był to jednak długo trwający szał, a raczej chwilowy kaprys, niebawem odstawiony w kąt, bo ważniejsze okazały się kucyki. Jak bardzo nie doceniałam jej istnienia, okazało się w roku 2009, kiedy to podczas wakacyjnej wyprawy do Pragi, natknęliśmy się na wystawę z okazji jej pięćdziesiątych urodzin. Oniemiałam z wrażenia. Ona była każdą możliwą kobietą ze świata realnego i bajkowego, jaką można sobie wyobrazić. Szok. I w sumie to by było tyle. Nie doceniałam jej. Czasem, bardzo stereotypowo, zdarzyło mi się nazwać jej imieniem jakąś przypadkową osobę na ulicy czy w mediach i nie zawracałam nią sobie głowy. Aż dotąd.
Kiedy przeczytałam, że powstaje film z nią w roli głównej, kiedy wymieniono nazwiska scenarzystów, producentów i obsadę głównych ról, przyszło mi do głowy, że to nie może być prawda, że niemożliwe, by we współczesnym świecie powstał bajkowy film o niczym, nasycony plastikowym różowym kiczem. Zaciekawiło mnie to do tego stopnia, że ruszyłam do kina. Udało mi się też, choć nie bez trudu, namówić na seans rodzinę. Nie, nie poddaliśmy się niemal obowiązkowej stylizacji, ale popcorn w rozmiarze XXL zabraliśmy ze sobą, trochę na wszelki wypadek, żeby mieć zajęcie.
Osobiście
To nie jest recenzja filmu. Napisano ich już sporo. Tych na tak i tych na nie. Odniosę się do filmu w kilku zdaniach. Nie jest to mój ulubiony gatunek ani moja stylistyka, ale uważam, że okazał się przydatny. Zwabił do kin pokolenie, które nawet idąc na komedię, nie mogło nie dostrzec tragedii wynikającej z uogólnień, stereotypowych zachowań, niezauważania braku równowagi, w końcu z pogardliwego traktowania i niedoceniania siebie nawzajem. A jeśli ktoś wyszedł z kina, bluzgając, że był to film ośmieszający mężczyzn, ośmielam się stwierdzić, że nie zrozumiał niczego. Dla mnie zabrzmiał trochę jak ostrzeżenie, żeby się za siebie wziąć i okazać sobie nawzajem należny szacunek, poszukać tego, co łączy i czym możemy się wzajemnie uzupełnić, a nie wyłącznie sobie dokopać i z pogardą udawać jak nie jesteśmy sobie potrzebni.
Chwila zapomnienia
Zakończyłabym na tym temat różowej laleczki, gdyby nie fakt, który nastąpił parę dni temu. Pewna firma dała możliwość stworzenia zdjęcia w stylizacji wymarzonej bohaterki. Wrzucasz swoje zdjęcie i klikasz start, a potem w twojej skrzynce mailowej pojawia się kilka przepięknych zdjęć z tobą w roli głównej, jednakże wystylizowanych na bohaterkę marzeń. Przyznam się do czegoś. Do tej pory ze zwykłej ostrożności nie korzystałam z gier, quizów, testów, horoskopów, które pod koniec całej zabawy informowały mnie, że żeby poznać wynik, należy podać adres mailowy. Ostatnio z wielkim zaangażowaniem koncentrowałam się na teście IQ. Szło mi wspaniale i byłam ciekawa wyniku, ale… No właśnie, zostałam poproszona o adres mailowy i ze smutkiem zrezygnowałam z tego, co było dla mnie w tym ułamku sekundy ważne. Jak myślicie, do czego zmierzam? Dzisiaj Ministerstwo Cyfryzacji ostrzega przed podawaniem swoich danych w związku z tego typu wabikami wynikającymi z popularności filmu, bo to może mieć opłakane konsekwencje. Kiedy zestawię potrzebę poznania stopnia inteligencji z potrzebą ujrzenia siebie w idealnej stylizacji, zaczynam się zastanawiać, czy jednak przypadkiem nie próbuję aktualnie nadrobić jakichś braków z dzieciństwa.