W kwietniu 2016 roku pojawiła się w Cieszynie nowa kawiarnia „Kornel i Przyjaciele”, aby szybko stać się ulubionym miejscem spotkań młodych i trochę starszych cieszyniaków. Przychodzący ludzie znajdują tu swoje miejsce, bo jest przyjazne, kameralne, można się w nim schować na trochę, można spokojnie pogadać. Wokół regały z książkami, lekki półmrok, muzyka w tle, pachnie kawą…, czy trzeba więcej?

O pomysł na takie miejsce i sposób na życie pytam właścicielkę kawiarnio-księgarni, Panią Mariolę Sznapkę. 

Pierwsze myśli i pomysły dotyczyły księgarni, a nie kawiarni. To miłość do literatury sprawiła, że podjęłam wyzwanie skupienia w jednym miejscu ludzi o podobnych zainteresowaniach. Wcześniej jedynie wirtualnie odnajdywałam pokrewne dusze. Wiele lat prowadziłam bloga, na którym oprócz codziennych zapisków zamieszczałam też recenzje książek i eseje publikowane w kwartalniku literacko-artystycznym „sZAFa”.

Jednak brakowało mi żywego kontaktu z ludźmi o podobnej wrażliwości literackiej, dla których książka stanowi równie istotną wartość, którzy cytują pierwsze zdania z pamięci, podkreślają ulubione fragmenty i wydają na nowości więcej niż powinni mimo, iż nie nadążają z ich czytaniem. A że książka nie lubi pośpiechu, to do księgarni najlepiej wstawić wygodne fotele i pozwolić sobie na chwile zapomnienia przy filiżance aromatycznej kawy. To dość powszechny zwyczaj we wszystkich większych miastach. Pomyślałam, że Cieszyn też na takie miejsce zasługuje.

Dlaczego patronem stał się Kornel Filipowicz?

Pozwalam sobie czasem na taką myśl, choć mam świadomość tego, że to nadinterpretacja pewnych wydarzeń, że to Kornel Filipowicz sam sobie mnie wybrał na propagatora swojej twórczości. Pierwszy raz sięgnęłam po jego książkę dopiero w 2012 roku, po śmierci Wisławy Szymborskiej. Był to „Romans prowincjonalny”, mikropowieść, której akcja rozgrywa się w małym miasteczku wzorowanym na Cieszynie. Potem były kolejne zbiory opowiadań, wydania z różnych lat i dwie książki o Kornelu – „Byliśmy u Kornela” i  „Ku wielkiej opowieści”. W tej pierwszej, we wspomnieniach Jerzego Kronholda, znalazłam informację o tym, że na cieszyńskim cmentarzu komunalnym pochowani są ojciec i babcia pisarza. Odszukałam ten grób, zasadziłam kwiaty i …. zapaliłam papierosa, jak zwykł to robić nad grobem swoich bliskich sam Kornel Filipowicz. I tak już pozostało, że sobie tam od czasu do czasu zachodziłam, a podczas pobytu w Krakowie nie zapominałam o grobie samego Kornela Filipowicza na cmentarzu Salwatorskim. Minęły dwa lata. Postanowiłam stopniowo kompletować wszystkie wydane od 1947 roku książki tego wspaniałego prozaika.

Dlaczego od pewnych ludzi żąda się więcej poświęcenia, wyrzeczeń i bohaterstwa niż od innych? (…) Dlaczego tak nierówno, niesprawiedliwie jest rozłożony na ludzi obowiązek reprezentowania człowieczeństwa? – Kornel Filipowicz

Ogromne było moje wzruszenie, kiedy na kilka dni przed urodzinami, dostałam przesyłkę z książką „Mój przyjaciel i ryby”, kupioną za kilka złotych w antykwariacie, a na pierwszej stronie znalazłam autograf Filipowicza z 15 maja 1966 roku. To była ta ostateczna porcja sił, która pchnęła mnie do działań i podjęcia ryzyka związanego ze stworzeniem miejsca, w które na początku tak niewiele osób wierzyło. Dlatego właśnie Kornel Filipowicz – odezwał się z góry w odpowiednim momencie i mimo, iż na początku nie miałam takich planów, by nadawać temu miejscu jednego patrona, to w tej sytuacji poczułam, że nie może być inaczej. I teraz spogląda sobie na nas każdego dnia ze zdjęcia autorstwa Joanny Helander, zawieszonego nad barem. Trzyma w dłoniach uroczą małą filiżankę i być może gdzieś skrywa kostkę ciemnej czekolady, którą zwykł dodawać swoim gościom do kawy.

Kornel Filipowicz patrzy na wchodzących na dole, na piętrze Wisława Szymborska, cały wystrój sprawia wrażenie przemyślanego i dopracowanego w najmniejszym szczególe.  Jak przygotowała Pani to wnętrze?

Obydwa obrazy są pędzla Włodzimierza Janoty, a wnętrze wypełniają stare meble, które wspólnie z mężem wynajdywaliśmy przez wiele miesięcy w sklepach z antykami i na targach staroci. Wygodne fotele, stare krzesła, maszyny do pisania i lampy rzucające delikatne światło musiały mieć w sobie to coś, co w połączeniu z drewnianą antresolą sprawia, że ludzie przenoszą się w czasie. Dużo dodatków jest z naszych rodzinnych zbiorów – tablice z nazwami ulic, stare radio i skrzynka pocztowa od przyjaciół, oryginalna kornelówka od Jerzego Kronholda.

To miejsce w pewien sposób tworzy się samo. Pewien nieznajomy z Krakowa przysłał stare gazety z pierwszymi tekstami Filipowicza, Michał Rusinek podarował nam oryginał rysunku wykonany przez Alice Milani do książki „Wisława Szymborska. Życie w obrazkach”, a rodzina Kornela, zaproszona na pierwsze spotkanie, przywiozła jego maszynę do pisania i wędkę, która wisi teraz pod sufitem. Mimowolnie powstało mini muzeum Kornela Filipowicza, które chętnie przyjmie wszelkie po nim pamiątki, jakie gdzieś tam jeszcze w zakamarkach cieszyńskich mieszkań może się odnajdą.

Do czego jeszcze, oprócz porannej kawy i popołudniowej godzinki z książką lub przyjaciółmi, zapraszacie gości?

autorka Agata romaniuk podpisuje książkęCo jakiś czas organizowane są spotkania z autorami książek, twórcami, podróżnikami. Swoje utwory czytał tu Jerzy Kronhold, gościliśmy Michała Rusinka, Ryszarda Koziołka, Aleksandra Kaczorowskiego, Marka Koterskiego, a na pierwsze spotkanie przyjechała rodzina Kornela Filipowicza. Zapraszani goście to literaci, artyści, ludzie tworzący w różnych dziedzinach. Spotkania cieszą się  dużą popularnością, wszystkie są oczywiście bezpłatne. Do tej pory zorganizowaliśmy ich już dziesiątki, o wszystkich można przeczytać na na facebooku „Kornela”.

Nie ostatnim, ale chyba najważniejszym atutem kawiarni jest miła, dyskretna obsługa – wasza uważna obecność sprawiająca, że można poczuć się swobodnie, sięgnąć po książkę z regału, przyjrzeć się fotografiom wiszącym na ścianach. To miejsce zdecydowanie wypełniło lukę wśród cieszyńskich kawiarni. O sobie mówi Pani niechętnie, o swojej kawiarni – z pasją.  Jak widać jest Pani osobą bardzo zajętą, pytanie o to, co Pani robi, kiedy nic nie musi, właściwie nie ma sensu ….

Obecnie ciągle coś muszę, doba jest zdecydowanie za krótka. Prowadzenie kawiarnio-księgarni to niekończąca się ilość przyjemności. Celowo nie nazywam tego, co robię obowiązkami. Naprawdę bardzo mnie wszystko cieszy i choć sypiam niewiele, to budzę się z uśmiechem, bo Goście, którzy nas odwiedzają, to coraz większa grupa oddanych Przyjaciół.

A co Pani sprawia największą przyjemność?

Na przedramieniu mam wytatuowane słowa Virginii Woolf – Kiedy nie jestem sobą, jestem nikim. Największą przyjemność teraz sprawia mi to, że jestem sobą. W końcu robię w życiu to, co lubię, ciągle czegoś nowego doświadczam w kręgu swoich zainteresowań.  Każdy dzień zaskakuje mnie inną przyjemnością i cenię sobie je wszystkie.

Widać, że Pani historia, to opowieść o spełnionym marzeniu, ale też o konsekwentnie realizowanym planie. Goście-Przyjaciele czują, że są tu mile widziani, bo to miejsce lubi ludzi, tak jak i ci, którzy je tworzą. Dziękuję za rozmowę.

Adres: Kawiarnia, księgarnia, antykwariat „Kornel i Przyjaciele”, ul. Sejmowa 1, 43-400 Cieszyn, https://m.facebook.com/korneliprzyjaciele/