Ekscytują mnie dni, kiedy moje miasto tętni życiem. Właśnie teraz to zjawisko dobiegło końca. Kinu na granicy towarzyszyła atmosfera większego zainteresowania tym – co gdzie i kiedy – co dla jednych oznaczało skupienie nad wyborem, a dla innych roztrzepanie, bo wszędzie chciało się być. Wszystko z tej przyczyny, że poza oglądaniem filmów, aktorów można było tutaj też posłuchać, a dodatkowo – do głosu zaproszona została literatura. I tak na dobrą sprawę, trzeba było naprawdę nieźle się zorganizować, żeby wszędzie zdążyć i jeszcze zakończyć dzień koncertem. Choćbyśmy sobie nawet ponarzekali, że wszędzie nas jednak nie było, wszyscy zgodnie muszą przyznać, że „działo się”. Rozwija to nas, promuje miasto. I jedno i drugie naprawdę ważne. W tym roku festiwal wstrzelił się w majówkę, co wzmogło zainteresowanie bywaniem jeszcze bardziej.
Niczego nowego nie napiszę, bo takie spostrzeżenie ma wielu z nas – pandemia mocno nas „wypościła” i od pewnego już czasu potrzebujemy towarzystwa i rozrywki, jak nigdy dotąd. Z tej między innymi przyczyny wychodzimy tłumnie gdzie się tylko da, często nawet w miejsca, które dotąd do głowy by nam nie przyszły. Trzymam mocno kciuki, żeby zostało nam to jak najdłużej.
Stosownie do pogody
Tymczasem, coś ta wiosna nie potrafi się rozkręcić. Niedobrze. Każdy dzień, w którym wydaje nam się, że już w końcu przyszła, sprawdza nasz zdrowy rozsądek. Ile razy wielu z nas zafundowało sobie przeziębienie właśnie z tej przyczyny… Wystarczy krótki spacer bez odpowiednio opatulonej szyi, żeby przekonać się, że to jednak nadal nie to. Warto przygotować się lepiej. Wszystko wskazuje na to, że potrzebuję już pogody, nieodzownego dla mnie czynnika umożliwiającego wyruszenie w teren.
Z uwagi na to, że pracuję poza miejscem zamieszkania, na spacery mam z reguły czas kiedy rozpoczyna się weekend. Zastanawiam się czasem, jak sobie taką przechadzkę urozmaicić. W zależności od samopoczucia i ilości czasu wolnego miewam różne pomysły. Połączenie spaceru z miłym zakończeniem dnia w którejś przytulnej restauracji to na pewno nie tylko mój pomysł na czas wolny.
Jak to dobrze, że jesteśmy różni
Obserwuję siebie, ale też osoby w bliskim i dalszym otoczeniu, że pomimo wielu podobieństw, jesteśmy jednak różnymi odbiorcami atrakcji. Dla jednych wyznacznikiem jest obserwacja dat najbliższych wydarzeń w internecie, dla drugich zaś samodzielne organizowanie sobie wydarzenia, uszytego na miarę ich marzeń i planów. Nie każdy lubi tłum, nie każdy ma potrzebę dostosowania się do innych, nie każdy ponadto ma czas w tym konkretnym terminie.
Nasz Cieszyn może przyciągnąć zainteresowanych nie tylko wtedy, kiedy wołają ich bannery, ale także wtedy, kiedy będą mieli na to ochotę sami. Bo akurat niespodziewanie dostaną dzień wolnego; bo znajomi z Cieszyna powiedzieli – przyjedźcie w najbliższy weekend; bo wreszcie są tu przejazdem, a mieliby ochotę zobaczyć coś, czego nie ma w przewodniku turystycznym znanym od lat.
Naszą dumą jest „Spacer szlakiem cieszyńskich magnolii” – naprawdę piękna trasa. Gromadzi co roku amatorów piękna, a ich liczba wciąż rośnie. Wadą magnolii jest oczywiście ich krótkotrwałość i ulotność, ale na to już innej rady nie ma, jak ustalenie sobie spontanicznego wypadu w zawężonym mocno terminie.
Możemy też pochwalić się „Szlakiem cieszyńskiego tramwaju” – niesamowicie ciekawie omówiony. Kolejnym, ważnym na mapie miasta jest „Szlak kobiet Śląska Cieszyńskiego”, czy też spacery z historią w tle po Wzgórzu Zamkowym w ramach corocznych Nocy Muzeów. Mają one swoją niewątpliwą zaletę w postaci towarzyszącego każdemu z nich przewodnika. Są jednak sytuacje, kiedy chcielibyśmy zwiedzić Cieszyn spontanicznie, na własną rękę.
Taka propozycja
Zmierzam nieco okrężną drogą do tematu trasy spacerowej po naszym mieście dla każdego, w dowolnym czasie, za to w poczuciu aktywnie i wesoło spędzonego dnia bez niczyjego zaangażowania z zewnątrz. Próbuję wyobrazić ją sobie, wytyczyć początek i koniec tak, żeby trochę jednak się zmęczyć, wysilić, a dodatkowo poznać miasto z nieco innej strony.
Takie natchnienie mnie naszło dwa tygodnie temu w Tychach, gdzie dotarłam rodzinnie. Celem tego wyjazdu było odnalezienie muralu i pomnika Ryśka Riedla, frontmana zespołu Dżem. Mieszkamy przecież niedaleko. Odkryłam bardzo ładne miasto, z szerokimi chodnikami, wyraźnie oddzielonymi dla pieszych i rowerzystów i tabliczką, sugerującą, że znajdujemy się na szlaku spacerowym, którego łączna długość wynosi nieco ponad osiem kilometrów. Tabliczka informowała też, na jakim odcinku się znajdujemy, gdzie podróż się zaczęła i dokąd zmierza.
Pomyślałam sobie, że my takich osiem kilometrów też spokojnie znajdziemy u nas. Być może teren jest bardziej wymagający, ale tak sobie myślę, że gdyby „wciągnąć” na mapę trasy spacerowej po Cieszynie miejsca znane od lat, a niekoniecznie będące zabytkiem – może taki turysta spojrzałby na nasze miasto jak na żywy organizm, który na jednej płaszczyźnie lepiej, na innej gorzej, ale funkcjonuje.
Czy to zbyt wiele?
Nie mówię tutaj zaraz o poczynieniu nie wiadomo jakich inwestycji. Myślę jednak, że znajdą się wśród mieszkańców miasta osoby, które zaskoczyć mogą wszystkich ilością pomysłów. Bo „początków” i „końców” Cieszyna wydaje się być kilka, a każde pokolenie z sentymentem wraca do określonych miejsc, nazw, smaków. Skądkolwiek rozpoczniemy, gdziekolwiek skończymy – sami będziemy zaskoczeni, co wyleciało nam z pamięci, a warte jest „odkopania” i pokazania przybywającym z zewnątrz.
Czy sporządzenie mapki z zadaniami do wykonania na trasie, którą można ściągnąć ze strony internetowej, wydrukować i „zaliczać” zadania, to pomysł wart rozpatrzenia? Nie mogłam pominąć takiej opcji – dusza harcerki nadal we mnie drzemie : ) Miło byłoby mi zobaczyć wesołe grupki rodzin, czy przyjaciół w nieco innych niż zwykle częściach miasta.
Przypuszczam, że bardzo pomocna może nam się okazać najnowsza literatura. Z całkiem świeżych spostrzeżeń wyłonił mi się jeszcze jeden szlak, mianowicie „Szlak Kociej Szajki”, za sprawą brawurowych historii autorstwa Agaty Romaniuk. Wiem z pewnych źródeł, że w przypadku dzieci to się sprawdza.
Wędrowiec
Wędrowcem jestem.
Kostur poobijany czasem ciąży w dłoni.
Buty zdarte, a jednak…
Przemierzam ścieżki dobrych rozwiązań szukając.
Buntem bywam.
Krzykiem.
Bólem rozdartym.
Nie wyrażam zgody
na towarzystwo toksycznych.
Tak!
Wojownikiem jestem.
Nie pozwolę cieniom, by się panoszyły.
Chcę zostać ciszą.
Utuleniem.
Mgnieniem chwili.
Wspomnieniem zacnych ludzi.
Uspokojona dobrym wyborem,
zauroczona marzeniem.
J e s t e m.
Szukam drogowskazu, gdzie teraz pójść.
Elżbieta Holeksa – Malinowska, Salonik Cieszyński