Dwadzieścia osiem lat temu to była Pocahontas. Mieliśmy wtedy po dwadzieścia kilka lat i tak naprawdę nie miało to jakiegoś wielkiego znaczenia, co w kinie poleci. Byle pójść tam razem. Zwłaszcza że była słotna jesień, a w środku cieplutko. Siedzieliśmy na balkonie. Tyle pamiętam. Oczywiście wiem, że bajka zawierała też wątek miłosny oraz, a może przede wszystkim, że wkład w ścieżkę dźwiękową miała sama Edyta Górniak. Bo możecie mówić, co chcecie, jeśli chodzi o głos, to nie ma sobie równych. To były Katowice, kino Rialto. I tych niemal trzydzieści lat temu to były inne Katowice. Trochę jak ta jesienna aura podczas dżdżu. Szara i nieprzytulna, więc bajka kolorowała nam ten czas.
Parę dni temu po latach wróciliśmy. Letni wieczór był ciepły, miasto piękne, kinoteatr zapraszał z daleka. Odnowiony, witający plakatami kolejnych wydarzeń. My szliśmy na film. Podkreślam ten fakt dlatego, że nie tylko na film można udać się do tego magicznego miejsca.
Ochy i achy zachwytu
Kinoteatr Rialto ma klimat rodem z dawnych czasów. Może być kinem i teatrem. Może zostać też wynajęty na konferencję. Można posłuchać w nim muzyki na żywo. Można tak naprawdę wiele i całe szczęście, że to niedaleko.
Wnętrze przykuwa uwagę od samego wejścia. Od masywnych drzwi, przez kasę biletową oznaczoną staromodnym neonem po magiczne wejście na parterze, skąd rozpościera się widok na scenę, ale też na stoliki, przy których można zająć miejsce. Wnętrze tonie w drewnie z czerwonym tłem z białymi elementami. Jeśli przyjdzie się odpowiednio wcześnie, oczom widzów ukazuje się po lewej stronie pełnowymiarowy, odpowiednio zaopatrzony bufet. Można sobie kupić cokolwiek i zasiąść przy stoliku. Na czas spektaklu oczywiście jest nieczynny. Nie mogłam się oprzeć i wciąż zerkałam w jego kierunku. Jakby nie mogąc przestać wyobrażać sobie, że oto jestem bohaterką jakiegoś filmu sprzed lat. Bo to wnętrze zamazuje podział na scenę i widza. Tworzy jedną całość. Oczywiście, balkon również Rialto posiada. Nie mogłam jednak pozbyć się odczucia, że udając się na górę, traci się nieco tej magii.
Wejść w film
Tego wieczoru liczył się również film. To był „Pierwszy dzień mojego życia” włoskiego reżysera Paolo Genovese z dobrą obsadą, z Toni Servillo w roli głównej. Nie będę się rozpisywać, ale szczerze zapraszam na jego projekcję-porusza ważny i aktualny temat wzrastającej liczby samobójstw. Nie oznacza to jednak, że ponury nastrój panuje tam od pierwszej do ostatniej minuty. Klimat, dobre zdjęcia, muzyka – tworzą niesamowity nastrój i nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że wnętrze kina bardzo pasuje do wnętrz, scenerii, które widzę na ekranie. Potrafiłam nawet poczuć zapach kawy czy papierosów, które tutaj w ogóle nie przeszkadzały. Siedząc w wygodnym krześle, przy masywnym stole, z kieliszkiem szampana (bo takie miałam życzenie), zastanawiałam się, czy tych kilkadziesiąt (!) lat wcześniej to wnętrze wyglądało tak samo, czy po prostu my młodzi nie byliśmy nim zainteresowani po prostu. Mogło tak być, choć czytając, skomplikowaną historię obiektu, na stronie internetowej Rialto myślę, że było wtedy (1995) tradycyjnym kinem.
Mamy i my
W drodze powrotnej zastanawiałam się, czy to możliwe, żeby w Cieszynie udało się stworzyć podobne miejsce. A może jest coś na kształt? To tak, jakby połączyć możliwość ustawienia stolików z sali widowiskowej Domu Narodowego, z klimatem Kina Piast i bufetem oraz kształtem Teatru im. Adama Mickiewicza. Nie będę jednak marudzić. Mamy wybór. Aż trzy miejsca, w których kolejno możemy rozkoszować się czymś nieco innym. Korzystajmy z tego.
Nie spodziewałam się jednak, że obejrzenie filmu w niecodziennym wnętrzu może dostarczyć tylu dodatkowych wrażeń. Są wspomnienia, które ożywają w takich miejscach. Pielęgnujmy te dobre. Pozwólmy im się wciągać.
Cytując za bohaterką filmu – „Może dlatego warto żyć. Żeby pić dobrą kawę.”
Ważne, że warto.
Spacer po ogrodzie
założę pragnienie
jak kapelusz
zabiorę cię do ogrodu
w pole ważnych słów
Bogusława Chwierut ze zbioru wierszy Esencja róży