Nietrudno skrzywdzić kogoś powielając zasłyszaną opinię. W taki sposób mamy tendencję rozprawiać się z nieobejrzanym filmem, nieprzeczytaną książką, nowym kolegą z pracy, czy nową płytą znanego muzyka. Komentujemy, ze słyszenia. Błąd. Warto przekonać się na własne oczy, uszy, a wtedy komentarz nabiera innego znaczenia. Dlatego dzisiaj pozwolę sobie na kilka słów na ten temat.
Kilkanaście lat temu, kiedy Artur Rojek zorganizował pierwszy Off Festiwal, poprzestałam na usłyszeniu tej informacji. Oczywiście, to była dobra wiadomość, a koncerty zawsze istniały w kręgu moich zainteresowań, ale rodzicom niedużych jeszcze dzieci zdarza się pomyśleć, że są jednak ważniejsze sprawy. Co innego zresztą oznacza koncert konkretnego zespołu, który trwa maksymalnie dwie godziny, a co innego ciąg koncertów trwający trzy dni. To oczywiście kwestia wyborów, priorytetów. Moje były takie.
Zmiany, czasem na dobre
Potem zaś bardzo mnie zmartwił fakt, że wokalista postanowił opuścić swój zespół i rozpocząć karierę solową. To często kończyło się marnie i znam kilka kapel, którym kategorycznie rozkazałabym powrót do starego składu, bo żadna strona na tym nie skorzystała. A mnie zespół Myslovitz pasował właśnie taki, jaki był i fakt, że wrażliwiec rozpocznie dalsze życie artystyczne w pojedynkę, był trudny do zaakceptowania. Nie lubię zmian, a teksty zespołu, które fenomenalnie interpretował, trafiały do mnie bardzo. Jeden z fragmentów znalazł się na okładce tomiku moich wierszy i nie ma chyba tygodnia, w którym bym do niego nie musiała wracać. Czas jednak pokazał, że Artur Rojek świetnie się obronił na rynku muzycznym zarówno jako artysta solowy, jak i organizator przedsięwzięcia, od którego zaczęłam ten tekst.
Tak się złożyło, że na jeden dzień piętnastego Off Festiwalu mogłam pojechać bez przeszkód. Był to jeden z lepszych pomysłów w ostatnim czasie. Lekko zaniepokojona, co mnie tam czeka i jak zareaguję na muzykę, której nie znam, pozwoliłam sobie założyć opaskę festiwalową. Wszystko potem mnie zachwyciło.
Uczciwie przyznaję, znałam dwa zespoły grające tego dnia i wydawało mi się, że reszta mnie wynudzi. Tymczasem zaobserwowałam, że nie wiem, gdzie najpierw pójść, co posłuchać, co zobaczyć. Dolina Trzech Stawów w Katowicach to było tak kolorowe, pełne wrażeń miejsce, że w zasadzie gdziekolwiek człowiek by się nie udał – coś go zachwyciło.
Mnie, poza sprawami oczywistymi, związanymi z koncertem, zachwyciła otwartość, bezpieczeństwo, tolerancja i wolność. Tylu barwnych osób w jednym miejscu nie widziałam w Polsce dawno, a może nawet nigdy. Nikt nikomu nie wadził, każdy był sobą i przyznam, że nie dostrzegłam jakiegoś zachowania, które w grupie może wystąpić i budzi niepokój. Mogłam sobie przycupnąć z herbatą w dowolnej przestrzeni gastronomicznej i obserwować bezustanny ruch, przemieszczanie się i przemieszanie stylów. Było to fascynujące zjawisko. Dodatkowo spodziewałam się, że mocno zawyżymy średnią wieku, a wcale nie byliśmy w tej najstarszej grupie. To, że nie mam dwudziestu lat, młodzież dała mi odczuć, kiedy uszanowała nasze towarzystwo, zamierzając oddalić się z papierosem. Zaskoczenie moje było duże.
Zaryzykuję
Wspomniałam wyżej – nie znałam większości wykonawców, a jednak ciekawiło mnie, co kto ma do przekazania. O raperze Bedoesie słyszałam niewiele, bo to nie mój ulubiony gatunek muzyczny, ale w związku z tym, że słuchają go osoby w bliskim mi gronie, a ponadto wziął udział w tegorocznym hymnie Męskiego Grania z tekstem do mnie przemawiającym – zaryzykowałam. Początek koncertu był na tyle mocny, że poważnie zastawiłam się, czy ryzyko to się opłaciło. Bo zaczęło się od ognia z karabinów oraz przekleństw. Nie mogłam nie zastanowić się, co tych młodych ludzi w takiej twórczości zachwyciło. I po co ta wiązanka. W międzyczasie jednak główny bohater odezwał się na przywitanie, co sprawiło, że zaczęłam słuchać uważniej. A mówił, choć w swoim żargonie, to jednak mądrze. Zdołałam wychwycić, co do kogo mówi. To nie oderwany od rzeczywistości próżny typ, choć mógłby już nim być. Jego przekaz miał trafić do młodzieży z niepełnych rodzin, do chłopaków, którym wydaje się, że są pępkiem świata i do dziewczyn, które dają sobie wchodzić na głowę. Nie przebierał w słowach, i to właśnie tych młodych ludzi zmuszało do słuchania. Zatrzymywało. A o to przecież chodzi.
Pisałam ostatnio krótki tekst na temat poezji. Zawarłam w nim stwierdzenie, że poezja jest wtedy, kiedy coś potrafi wywołać również łzy. Zastanawiałam się mocno, czy napisać następne zdanie. Zaryzykuję. Kiedy raper Bedoes swoim przekazem zdołał mnie rozkleić, nazwałam go poetą. Nie jestem pewna, czy to nie nadużycie, ale ostatecznie to moje subiektywne wrażenia. Pójdę dalej i nazwę go feministą. To, co przed koncertem budziło moją obawę, mianowicie, czy na takim koncercie może być bezpiecznie, zostało w jego trakcie rozwiane. Wiem już nawet, kim jest Bedoesiara, nawet zrozumiałam, że to komplement. Bo choć nie zacytuję tutaj fragmentu z uwagi na wiele wykropkowanych miejsc – w utworze jest dosyć mocne przesłanie dla samodzielnych, myślących dziewczyn właśnie. Należy to doceniać. To nie znaczy, że w tej chwili utwory te zagościły na liście moich ulubionych utworów. Ale rozumiem młodzież, która je na swojej liście zamieściła.
Każdy w swoim kierunku
Katowicki festiwal wprawił mnie w dobry nastrój. Zrozumiałam, o czym Artur Rojek mówił w wywiadzie z Szymonem Majewskim. Ten festiwalowy czas naprawdę łączy, odkrywa i daje jakiś spokój. Daje wolność i swobodę, które w żadnym stopniu nie są tam przekraczane.
Dodatkowym jego walorem dla mnie jest bliskość Katowic i Cieszyna. Mamy miejsce, w którym możemy znaleźć się w ciągu godziny i zapomnieć o zwykłym dniu. Szaleć na koncercie albo nakryć się kocem w ustronnym miejscu i odpocząć przed następną atrakcją. I nikogo to nie dziwi. I nie dziwi nikogo zespół Papa Dance jako gwiazda wieczoru – publiczność ma szacunek dla każdego wykonawcy. Może odkryją go na nowo albo wcale nie. Niezainteresowani idą po prostu w innym kierunku. To każdy ma prawo zrobić.
W podsumowaniu przytoczę mój ulubiony fragment piosenki. I nadal pozwolę się zdumiewać.
„Kolejna strona: mieć czy być?
Czy Erich Fromm wiedział jak żyć?
W rzeczywistości ciągłej sprzedaży,
Gdzie „być” przestaje cokolwiek znaczyć
Już teraz wiem,
Wszystko trwa, dopóki sam, tego chcesz.
Wszystko trwa, sam dobrze wiesz,
Że upadamy wtedy, gdy nasze życie przestaje być
Codziennym zdumieniem…”
fragment utworu „Mieć czy być”, wykonawca Myslovitz,
Autorzy tekstu: J. Kuderski, W. Kuderski, P. Myszor, W. Powaga, A. Rojek