A dobre wychowanie, jak wiadomo, otrzymuje się na pensjach. A na pensjach, jak wiadomo, następujące trzy główne przedmioty stanowią podstawę cnót ludzkich (niewieścich – dopisek mój): język francuski, nieodzowny do szczęścia w życiu rodzinnym, fortepian, w celu dostarczenia mężowi przyjemnych chwil, i wreszcie właściwy dział gospodarczy — robótki. A więc szydełkowanie, robienie woreczków i innych niespodzianek — Mikołaj Gogol „Martwe dusze” 

Kobieta siedzi przy kuchennym stole, lekko zgarbiona i wpatrzona w świat uciekający za oknem. Dzwonek wyrywa ją z letargu, wstaje i otwiera drzwi wejściowe.

O Matko Boska!!! – krzyczy. 

Okrzyk ten niezbyt pasuje do zaistniałych okoliczności, ponieważ na nieco zakurzonej wycieraczce nie stoi Matka Boska, lecz sam… Jezus Chrystus. Wygląda podobnie jak z obrazu, jaki wisiał nad łożem u jej dziadków: śnieżnobiała cera, długie, opadające poniżej ramion włosy koloru blond, niebieskie oczy, pulsujące, czerwone serce, przystrzyżona bródka. Jednak jest jeszcze coś innego: w jego spojrzeniu czai się do skoku jakaś surowość.

Jezus pochyla się w stronę kobiety i poważnym głosem oznajmia:

Przyszedłem sprawdzić, czy umyłaś dla mnie okna — tu wstrzymuje nieco głos, stopniując napięcie — na święta

O Jezu Chryste!!! – krzyczy kobieta i jednym ruchem zatrzaskuje drzwi przed nosem Zbawiciela.

Po plecach, wzdłuż kręgosłupa zaczynają jej spływać strużki potu. Żołądek kurczy się do rozmiarów piłki do tenisa; ręce zaczynają się trząść.

 „Wielkie Porządki” – myśli, a jej świat wypełnia się trwogą. Patrzy na zabrudzone okna: „O Matko Boska Licheńska, są brudne”. W pokoju dzieciaków dostaje prawie zawału: niepościelone łóżka, porozrzucane okruchy czipsów, niepodlane kwiaty. 

„Jezusie Świebodziński, zupełnie zapomniałam: Wielkie Porządki!!! Wielki Tydzień, Wielki Piątek, Wielkie Śniadanie, Wielka Rodzina, ja – mała strażniczka Wielkiego Domowego Ogniska”.

Przerażona bałaganem i tym, iż zupełnie zapomniała o zbliżających się przygotowaniach, kobieta kładzie się do łóżka i … umiera.

ϕ

Pani doktor siedzi za dębowym stołem. Jej solidnych rozmiarów sylwetka dominuje nad całym otoczeniem nie pozostawiając złudzeń, kto tu jest najważniejszy. Patrzy groźnie znad swoich okularów na siedzącego po drugiej stronie pacjenta, który kuli się pod jej spojrzeniem.

Nie jest szykowna jak koronkowe majteczki. Nie jest strażniczką domowego ogniska. Jezus nie miałby odwagi upomnieć się o jej porządki. Nikt nie zmusi jej do rodzenia. Przypomina królową śniegu. Ma w sobie tyle ciepła, co wygłodniały rekin. Wzbudza strach i respekt, co wcale jej nie przeszkadza. Lubi to. 

Ma dużo pacjentów, którzy też to lubią. Właśnie dlatego przychodzą do niej; żeby się bać. Tylko wtedy czują się bezpiecznie. Są tacy, którzy chcą usłyszeć: – „Proszę się nad sobą nie rozczulać”. Są tacy, którzy nie chcą mieć wyboru, rozterek i wątpliwości. Chcą się poddać królowej śniegu.

Obserwujemy w kulturze bardzo niebezpieczne zjawisko moralne i religijne, pewnego zepsucia duchowego kobiety […] Upowszechnienie takich postaw jak próżność, zainteresowanie wyłącznie sobą i egotyzm ma doprowadzić do zabijania rodziny i zamykania się na płodność — Doradca ministra edukacji w rządzie Rzeczpospolitej Polskiej.

Czy istnieją jakieś jedne uniwersalne cnoty niewieście? 

Tradycyjny model kobiety – matki, strażniczki ogniska domowego, wielkiej macicy rodzącej nowe pokolenia rodaków, a w konsekwencji sprzątaczki, pielęgniarki, kucharki, kochanki na zawołanie, często myślącej o wszystkim innym, tylko nie o sobie – ten model jest obecnie dosyć mocno rewidowany i podważany. Sprzyja temu galopująca laicyzacja będąca efektem sojuszu kościoła z tronem. Obecna władza, inicjatywy pani Godek, wypowiedzi hierarchów (np. biskupa Jędraszewskiego), przetargi na mobilne ołtarze, “kołysanie się” polityków u ojca Rydzyka, sekta dominikanów (a ja myślałem, że ten zakon jest jakimś bastionem, ostatnią prawą redutą dla KK). To wszystko powoduje bezprecedensowy w naszej historii spadek zaufania do kościoła, czego namacalnym przykładem jest fakt, iż przeciętnemu obywatelowi ksiądz coraz częściej myli się z hipokrytą, sybarytą żyjącym w zbytkach lub pedofilem.

Razem z kościołem upadają owe tradycyjne „cnoty niewieście”, które nasz minister edukacji chciałby pielęgnować w szkołach. Upadają nie tyle cnoty, a raczej przymus ich stosowania, będący tak miłym dla ministra i jemu podobnych.

Zachowanie i przeżywanie Matki Polki oparte jest – jakby powiedział zapewne Freud – na przymusie powtarzania. Nie jest wolna. Nie jest pełna i dojrzała w sensie psychologicznym. A przecież powinniśmy być wolni. O słodka naiwności, jakiż to piękny cel, lecz dlaczego nie? 

Jak to zrobić?

Z pomocą przychodzi nam koncepcja Jungowskiego cienia. To miejsce, gdzie gromadzą się nieakceptowane przez jednostkę postawy, pragnienia czy też poglądy. One nie znikają. Są zamknięte przez siły psychiczne — świadomie lub nie — w więzieniach, gdzie kotłują się jak kury w zbyt ciasnym kojcu, z którego próbują się wydostać. Matka Polka zamknęła tam część swoich pragnień; odbywają tam swój wyrok dożywocia: niezależność; przyjemność, odpoczynek, zdrowy egoizm, dbanie o siebie bez poczucia winy, potrzeba podejmowania ryzyka, potrzeby seksualne. Znajdują się tam również te antycnoty niewieście, o których mówi doradca ministra: próżność, zainteresowanie wyłącznie sobą i egotyzm, czy też zamykanie się na płodność.

Ważne, iż jest to przegięcie w jedną stronę, w tym przypadku zgodną z oczekiwaniami patriarchalnego w dużej mierze społeczeństwa.

Jakkolwiek banalnie to zabrzmi, nie trzeba niczego szukać na zewnątrz. Wystarczy tylko zajrzeć w siebie. Tam jest wszystko – zarówno to złe, jak i to dobre. Trzeba tylko mądrze wybrać, a to – jak wiadomo –  jest jedną z najtrudniejszych rzeczy w życiu. 

Już Anthony de Mello pięknie opisał ten proces — Pewien guru z Indii twierdzi, że kiedy przychodzi do niego prostytutka, mówi wyłącznie o Bogu. Mam dość życia, które wiodę – mówi. – Chcę Boga. I zawsze, kiedy odwiedza go ksiądz, mówi jedynie o seksie. Widzisz więc, że jeśli wyrzekasz się czegoś, to zrastasz się z tym na zawsze. Kiedy coś zwalczasz, wiążesz się z tym na wieki. Tak długo, jak z tym walczysz, tak też długo dajesz temu moc. Dokładnie taką moc, jak ta, którą wkładasz w tę walkę. Tak więc musisz „przyjąć” swoje demony, bo kiedy z nimi walczysz dajesz im siłę.

ϕ

Czasem jednak nie wystarczy zaglądać w siebie. Czasem trzeba wyjść na zewnątrz i pokazać swoją siłę i swój gniew. Czasem trzeba się stać królową śniegu i wzbudzić strach. Trzeba wykrzyczeć swój sprzeciw. Trzeba powalczyć o swoją godność, bez oglądania się na własną dojrzałość lub niedojrzałość. Czasem, zamiast iść do psychologa, lepiej wyjść na ulicę i pokazać, że imię jej / ich jest legion.

ϕ

Jak długo jeszcze?