Pisałam już tutaj o zieleni. Dwa lata temu. To był dosyć poważny, smutny tekst. Ale skoro dzisiaj znowu przyszedł mi do głowy, chyba oznacza, że nie należy go lekceważyć. Będzie jednak w nieco lżejszej odsłonie. Rzadko mam taki czas, chwilę, sytuację, kiedy wybieram się do ogrodu i bezmyślnie rozglądam się wkoło. Bezmyślnie, to też nie tak do końca właściwe określenie, bo na tym gapieniu się mam zamiar oprzeć swój tekst, a ten chyba jednak nie powstałby z kompletnej bezmyślności. Może więc lepszym określeniem na taką obserwację będzie słowo beztroskie. Miałam tak dzisiaj. Położyłam się na wznak i porwała mnie zieleń. Zieleń to jednak bardzo wąskie określenie koloru, który dominuje w naturze. Powiedzieć zieleń, to niewiele powiedzieć.