Jestem rodowitą Ukrainką, mam obecnie 28 lat, a urodziłam się w małej wsi w obwodzie Ługańskim. Moje dzieciństwo i młodzieńcze lata były prawie beztroskie, ale osiem lat temu moje radosne życie zmieniło się w piekło. Dźwięki syren przerwały ciszę. Wtedy nie rozumiałam, co się dzieje.
Na początku zamieszek mieszkałam w Ługańsku, było tam ponad 400 tys. mieszkańców, większości nawet dobrze się powodziło. Zawsze na co dzień rozmawialiśmy w języku rosyjskim i nigdy nikt nam tego nie bronił. Kocham oba języki – rosyjski i ukraiński — i kocham Ukrainę, i dlatego wybrałam wówczas studia dziennikarskie na fakultecie ukraińskiej filologii.

W 2014 roku zabrzmiały pierwsze separatystyczne hasła, nie było to natomiast zjawiskiem masowym. Większość nie rozumiała o co chodzi. Zaczęły pojawiać się wiadomości o aktach terrorystycznych. Na ulicach coraz częściej widziano żołnierzy z bronią, nie wszyscy pochodzili z Donbasu, przybywały również obce siły — z Czeczenii i Kaukazu. Zrobiło się niespokojnie. Zwykli obywatele mieli nadzieję, że to się szybko skończy, bo wciąż mało było tych przeciwnych Ukrainie. Natomiast propaganda zaczęła robić swoje. Pojawiły się punkty kontrolne pomiędzy miastami. Żołnierzy było coraz więcej.

W międzyczasie musiałam pojechać do konsulatu Republiki Czech, bo dostałam się na zagraniczne studia. Jeszcze w kwietniu konsulat ulokowany był w Doniecku, ale już w czerwcu został zamknięty i miałam się udać do tej placówki w Kijowie. Miałam pojechać na weekend, ale zmuszona byłam zostać tam na zawsze. Zaczęła się bowiem już wtedy prawdziwa wojna i musiałam bardzo pilnie szukać tam mieszkania dla rodziców.

Od tego momentu więcej nigdy nie udało mi się wrócić do swojego rodzinnego miasta. Moja ukochana wieś Sokolniki całkowicie opustoszała, ludzie pouciekali, bo akurat tam powstała granica. Teraz nazywano ją martwą. Dotąd nie mamy wstępu ani do naszego domu rodzinnego, ani do cmentarza, gdzie jest pochowana cała moja rodzina. Marzy mi się, że kiedyś znów odwiedzę te strony.

Lato 2014 zmieniło życie wielu tamtejszych rodzin. Większość przeprowadziła się do Kijowa, Charkowa, Dniepru, Odessy oraz na ukraińską stronę Donbasu. Część również wyjechała do Rosji. Wszystko zależało od tego, kto gdzie miał rodzinę.

W części separatystycznej zostało wielu starszych ludzi i ich opiekunów, zostali również ci, którzy nie chcieli opuścić swoich domów rodzinnych, bo bali się, że będą im odebrane. Dotąd się boją. Wśród osób, które nadal mieszkają w części separatystycznej pozostały same ofiary. Wspierający separatyzm też są wśród nich, są też ofiarami, ale propagandy. W miejscowych szkołach dzieci codziennie zaczynały od śpiewania hymnu republik ludowych Ługańskiej i Donieckiej. Od lat mają tam „swoje” rejestracje tablic, paszporty, akty urodzenia. Pokazują tam tylko rosyjskie programy telewizyjne. Jedyną walutą jest rubel, nie hrywna. W sklepach są wyłącznie rosyjskie produkty, których zresztą ludzie nie chwalą, bo są niskiej jakości. Paszporty dwóch separatystycznych republik ŁRL i DRL są podstawą do otrzymania paszportu rosyjskiego już od 4 lat. Od 8 lat wydają tam dyplomy o ukończeniu rosyjskich państwowych szkół wyższych dla tych, którzy nigdy nie studiowali w Rosji. Dzieje się to cały czas.

21 lutego 2022 roku prezydent Rosji Władimir Putin podpisał dekret o uznaniu niepodległości separatystycznych regionów Ukrainy: ługańskiego i donieckiego. W ten sposób Rosja oficjalnie uznała „republiki ludowe” w Donbasie.

W rosyjskich mediach pokazują, że wojsko przyszło, żeby uwolnić ludzi – 80% Rosjan w to wierzy. Siła propagandy nadal jest tam tak skuteczna, jak za czasów komuny. Żołnierze rosyjscy idąc na wojnę, nie byli tego świadomi, bo powiedziano im, że jadą na ćwiczenia. Żołnierze nie są ani doświadczeni, ani nie mają dobrego wyposażenia.

Rosyjskie władze domagają się dołączenia terytorium całych obwodów Donieckiego i Ługańskiego do republik ŁRL i DRL. Natomiast mieszkańcy niepodległych części obwodów nie chcą dołączenia do separatystów. Wręcz przeciwnie — przeprowadzili się tam, bo czują się Ukraińcami! Ludzie są tak przeciwni wejściu wojsk, więc zagradzają drogę swoimi ciałami. Przed inwazją czuli się wolni i byli w miarę szczęśliwi.

W tym momencie cała Ukraina niesamowicie cierpi. Wiele budynków mieszkalnych oraz administracyjnych zostało zniszczonych. Ofiar cały czas przebywa. W miastach kończy się jedzenie, a nawet woda. Ludzie się boją i próbują uciec. Niestety, nie każdy ma taką możliwość. Ludzie chowają się w piwnicach oraz w metrze. Dzieci rodzą się w strasznych warunkach.

W jaki sposób możemy pomóc Ukrainie?

Ja od ponad roku szczęśliwie mieszkam w Cieszynie razem z mężem. Po latach życia na walizkach w końcu odnalazłam tu spokój. Życie powoli się nam układa, prowadzimy własną firmę i oczekujemy na dziecko. Bardzo współczuję moim rodakom i jestem wdzięczna z całego serca braciom Polakom, którzy w tak ciężki dla Ukrainy czas okazują im prawdziwą miłość i troskę.

P.S. Z ostatniej chwili: Województwo Śląskie uruchomiło narzędzie, które służy kojarzeniu osób oferujących pomoc z uchodźcami z Ukrainy przez osoby fizyczne. Pomoc udzielana jest bezinteresownie, dlatego oferty nie mogą mieć charakteru komercyjnego. Link do strony jest poniżej.

Baza lokalowa dla Uchodźców z Ukrainy – Województwo Śląskie (slaskiedlaukrainy.pl)

* Doniecka Republika Ludowa i Ługańska Republika Ludowa powstały w 2014 r. w wyniku wojny na wschodzie Ukrainy. Nie są uznawane przez żaden kraj.