Stoję przed lustrem i jak co rano wklepuję krem. Robię masaż twarzy, żeby ustrzec się przed wiotczeniem skóry i złagodzić powstawanie zmarszczek mimicznych. Od jak dawna stosuję te rytuały pielęgnacyjne? Odkąd zaczęłam czuć się staro. Zastanawiam się, czy wszystkie matki tak mają. Pewna znajoma powiedziała mi, że ją dziecko (i to urodzone w dość późnym wieku!) odmłodziło. Mnie nie. Przeważnie czuję się stara, stara, zmęczona i sfrustrowana. Też tak macie?
Faktura z odroczoną płatnością
Jestem mamą od nieco ponad dwóch lat. To z całą pewnością największa, najbardziej wymagająca z moich dotychczasowych życiowych ról. Nie jestem pewna, czy dobrze się w niej odnalazłam. Raz napełnia mnie wewnętrznym spokojem myśl, że daję z siebie tyle, ile mogę. Innym razem mam ochotę płakać nad sobą i nad domem, którego nie potrafię ogarnąć. Trudno dokonać uczciwej samooceny, skoro nie istnieje żadna ogólna skala macierzyństwa, żadne standardy, które obowiązywałyby wszystkich (może poza poświęcaniem uwagi i otaczaniem miłością – to chyba można uznać za przyjęty społecznie standard). Oczywiście tym lepiej, że w tym „fachu” nie ma sztywnych norm i że odchodzi się od narzucania rodzicom czegokolwiek. Ale przecież wszyscy się stale porównujemy: do celebrytów, do ideału z poradników i Internetu, do znajomych, do własnych rodziców, a nawet do swojego partnera.
Główny kłopot polega na tym, że rodzice zawsze zastanawiają się, czy robią swoją robotę dobrze. A dowiedzą się dopiero po latach, kiedy nastolatek albo młody dorosły wystawi im rachunek.
Ja nie wychowuję
Zdaję sobie sprawę, że to stwierdzenie może zostać uznane za kontrowersyjne. To nie tak, że kontestuję samo pojęcie wychowania – od wielu lat nazywam się „wychowawcą młodzieży”, jestem nauczycielką, jestem instruktorką harcerską. Nawet pracę magisterską pisałam o pewnym szczególnym – historycznym! – modelu wychowania dzieci i młodzieży. Nie ucieknę od wychowywania. Mogłabym iść w świat w koszulce z hasłem „Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie” i nikt z mojego otoczenia nie byłby tym zaskoczony.
Jednak jako mama odkryłam dla siebie pogląd, że to nie właściwe metody wychowawcze, a pełna szacunku relacja jest podstawą funkcjonowania rodziny. Wszystko, co robię, to usiłowanie zbudowania z córką bezpiecznej więzi, która pozwoli nam trwać w przekonaniu, że chcemy dla siebie nawzajem jak najlepiej. Staram się w tym nie działać wbrew jej dwuletniemu (a jak już silnemu!) „ja”, a jednocześnie nie zapominać o własnych potrzebach. Oczywiście poza momentami zagrożenia życia lub zdrowia, kiedy nie ma miejsca na dyskusje, a jedynie na zdecydowaną reakcję. I tymi dniami, kiedy marzę wyłącznie o przetrwaniu do wieczora – wtedy jestem straszną egoistką!
I nie bez powodu używam sformułowania: odkryłam ten pogląd dla siebie. Nie zamierzam go nikomu narzucać. Ponieważ czuję się dobrze i bardzo uczciwie w takim stylu działania, przekładam go też na inne moje relacje, tak zawodowe, jak i prywatne. Czy to zadziała? No cóż, za kilka lat powiem Wam, czy mogę sobie pogratulować efektów.
Kochaj – i bądź sobą
Jest w Kościele Katolickim tradycja, by w Wielki Piątek modlić się o żywot cichy i spokojny. Innymi słowy – o tak zwany święty spokój. Ale czy rzeczywiście tego potrzebujemy? Jeśli tak, to czemu tak nas kręcą filmy o wielkich karierach i amerykańskim śnie?
Mam w swoim otoczeniu kobiety, które wybrały życie w zaciszu domowego ogniska. Oczywiście, ich życie zazwyczaj nie jest tak dosłownie ciche i spokojne – wypełniają je głosy dzieci i sprzętów AGD. Niektóre z nich działają społecznie, angażują się w wiele wspaniałych inicjatyw, dbają o wszechstronny rozwój swoich pociech. Mogę im tylko zazdrościć pokory. Ja tak nie potrafię. Ja miewam nawet wyrzuty sumienia, gdy muszę przyznać się, że nie pracuję w klasycznym wymiarze godzin i mam naprawdę dużo wolnego czasu o różnych niestandardowych porach (jeśli wolnym czasem można nazwać czas spędzany z dzieckiem). Może to kwestia wychowania; w moim domu etos pracy był zawsze obecny, a jej brak w pewien niebezpośredni, ale wyraźny sposób, piętnowany.
Należy powiedzieć szczerze: nie jestem i nigdy nie byłam szczególnie rodzinną osobą. Bycie mamą nigdy też nie stało na pierwszym miejscu listy moich życiowych marzeń. Podobna świadomość wcale nie ułatwia mi odnalezienia się w tej ważnej roli, a bywa, że prowadzi do czczych rozważań, czy w ogóle powinnam ją pełnić. Paradoksalnie jednak ułatwia mi coś innego: pamiętanie o sobie. A przecież tyle się dziś mówi, że szczęśliwe dzieci są tam, gdzie spełnieni i wyregulowani emocjonalnie rodzice.
Gdy dom to za mało
Zdecydowałam się na powrót do pracy, gdy P. miała 8 miesięcy. Właściwie nie wiem tak do końca, czy nazywanie tego aktu desperacji „powrotem” jest uczciwe: zmieniłam i firmę, i branżę. Z e-commerce przeszłam całkowicie do edukacji, czym wcześniej zajmowałam się niejako dodatkowo. Czytałam gdzieś, że po narodzinach dziecka wiele kobiet zaczyna zadawać sobie pytanie o sens swojego poprzedniego zajęcia, co często skutkuje przebranżowieniem. Najwyraźniej tak było w moim przypadku.
Gdy P. się urodziła, przez jakiś czas czułam się naprawdę dobrze z tym, że nie muszę nigdzie wychodzić, a moje obowiązki nie wykraczają poza pieluchy i kuchnię. Takie wyciszenie było mi potrzebne, zresztą na tamtym etapie nie miałabym siły na nic innego. Wiele kobiet w czasie ciąży i na wczesnym etapie macierzyństwa doświadcza swego rodzaju otępienia i poczucia obniżenia intelektu. Ja z całą pewnością tego doświadczyłam.
Nie wystarczyło mi to jednak na długo
Dość szybko zatęskniłam za możliwością wyjścia spod bezpiecznego klosza i koniecznością gimnastykowania mózgu. Nawet jeśli otępienie wcale nie odpuszczało. Po czasie sądzę, że tym, czego potrzebowałam najbardziej, była możliwość samostanowienia o sobie. Jako matka mam niskie poczucie sprawczości. Co z tego, że zaplanuję precyzyjnie harmonogram obowiązków, jeśli mój mały człowiek obudzi się w fatalnym humorze i będzie potrzebował tulenia przez cały dzień? Chustowanie małej P., osóbki uwielbiającej maminą bliskość, owszem, pomagało. Tylko że z chustą da się zrobić wiele, lecz z pewnością nie wszystko. Poza tym dzieci rosną, a chusty nie. Z czasem maluch zaczyna wybierać swoje ścieżki sam – i to zazwyczaj są drogi inne, niż Ty byś wybrała. No i jeszcze jedno: praca przy komputerze odpada, jeśli nie chcesz dzielić czasu ekranowego z dzieckiem. Niestety, migające i świecące wyświetlacze niezawodnie przykuwają uwagę malucha. U nas dodatkowo po pierwszych urodzinach zaczęła dochodzić irytująca skłonność do demontowania klawiatury, a po drugich – do malowania palcem do ekranie (ciekawe, czy zanim po raz pierwszy pójdzie do kina, zdąży się zorientować, że nie każdy wyświetlacz jest dotykowy).
Tak czy inaczej w pewnym momencie dotarło do mnie, że muszę wyjść do ludzi. W pracy czuję, że mam wpływ na to, jak spożytkuję czas. I to jest dla mnie BARDZO SATYSFAKCJONUJĄCE.
W wiecznym konflikcie
Jak udaje mi się pogodzić pracę zawodową i rodzinę? Ilekroć słyszę to pytanie, walczą we mnie dwie skłonności: wypracowany przez lata optymizm oraz odziedziczone po przodkach, iście słowiańskie, acz szczere, malkontenctwo. Jeśli mam być szczera, zazwyczaj odpowiedzi bliżej do tej drugiej postawy.
Nie udaje się
Mam wrażenie, że ten temat jest źródłem nieustannych spięć i frustracji. Że dopiero uczę się, jak nie nadwyrężać cierpliwości moich bliskich prośbami o opiekę nad dzieckiem, jak nie zawalać swojej części obowiązków domowych, jak nie popadać w nadmierną rutynę – i tak dalej, i tak dalej…
Ale praca daje mi satysfakcję, jakiej nie potrafię czerpać z dbania wyłącznie o ognisko domowe. Tym bardziej, że nie czuję się w tym mistrzynią. To praca stanowi o mojej tożsamości. To ona pomaga mi budować poczucie własnej wartości i – jak już wspominałam – daje poczucie sprawczości.
Jest jeszcze coś. Dobrze mieć czas, by zapewnić swojemu dziecku uwagę i troskę, jakich potrzebuje do harmonijnego wzrostu. Wspaniale, jeśli rodzice mają energię i pomysły na twórcze, rozwojowe zabawy. Ja mam jej znacznie więcej wtedy, gdy nie jest to moim jedynym polem realizacji, a przez to poniekąd przymusem. Dlatego zdecydowanie należę do #team_pracująca_mama