Ze starannością sklejała kolejnego pieroga. Z kapustą i pieczarkami. Nawet uspokajało ją to zajęcie. Mama wałkowała ciasto zamaszyście na stolnicy, której wcześniej nie miała zwyczaju używać. Od czego jest w końcu stół?!
Przy odrobinie dobrej woli oraz magii towarzyszącej czasem okresowi świątecznemu, nawet taki duet wydaje się możliwy i nie musi być koniecznie mieszanką wybuchową.


Postanowiła, że w tym roku to się uda. Nawet nie przyszło jej to z trudem, choć początek nie zwiastował nic dobrego. Jak zwykle poszło o słowa. Słowa, które potrafią uskrzydlić, albo zniechęcić do wszystkiego. Na ogół w ich przypadku działo się to drugie. Cóż, życie. Cóż, relacje. Matka i córka – cóż!

Zastanawiała się, jak do tego w ogóle mogło dojść, że większość ich wspólnych inicjatyw okazywała się fiaskiem. Przecież kochały się – bez dwóch zdań. Przecież ona sama musiała otrzymywać miłość, skoro teraz z wielką przyjemnością sama przekazuje ją dalej. Ale to, co na jakiejś głębszej płaszczyźnie przecież musiało działać, na co dzień nie sprawdzało się w ogóle. To nie tak, że uwielbiała prace w kuchni, wcale nie. Ale przecież przy odrobinie dobrej woli i współpracy można polubić nawet coś pozornie nie do polubienia. Im to się nie udało. Nie przejęła żadnego rodzinnego przepisu, wolała znaleźć nowy, albo stworzyć i udomowić go sama.

Kropka zamiast wykrzyknika

Była nadwrażliwa na ton, którym się do niej zwracano. Nie każdemu mogła zwrócić uwagę, ale mamie akurat tak. Nie lubiła wydawania poleceń tonem nieznoszącym sprzeciwu. Cała ochota przechodziła jej wtedy, jak ręką odjął. I choć wydawałoby się, że każdemu zależy na zrozumieniu i żeby było miło, dla mamy chyba były to zwykłe fanaberie. Zdania typu „w sobotę zrobisz ze mną pierogi”, „obierzesz pieczarki i je usmażysz”, dla niej były płachtą na byka. Cóż by szkodziło powiedzieć „zrobiłabyś ze mną w sobotę pierogi?”, „to może ty obrałabyś pieczarki?”. Jaka w tym filozofia?
I tym właśnie sposobem, przez całe jej najpierw młode, a potem dorosłe życie – wycofywała się od tej czynności, która zawsze rodziła stres. Na placu boju pozostawał tata, a z czasem też jej syn. To był wielki pierogowy rytuał, któremu przewodziła mama, a panowie wykonywali polecenia. Lubią, niech mają.

Czas jednak płynie i z biegiem lat ojca zabrakło, a syn też już mieszka gdzie indziej. Przeczuwała więc nieuchronne. Przywykła już, że ma wewnętrzny opór do tego zajęcia, ale patrząc z boku, potrafiła nawet lekko się do niego uśmiechnąć. Z czasem też rozumiała pewne mechanizmy, które na człowieka wywierają taki, a nie inny wpływ. Widziała zależności, akceptowała nawyki. Trochę też potrafiła się ugiąć. Ale umiała podejść do tego z dystansem. Może się stawiać, burczeć, ale zepsuta przez to krew wpływa na wszystkich. Dzisiaj nie stać jej już na komfort miotania złymi energiami na prawo i lewo. Nikt poza nimi dwiema nie jest przecież temu winien. Nikt z żyjących w każdym razie. Spróbuje.

Zaskoczenie

Podsumowała to popołudnie, które przeciągnęło się do wieczora. Była dzisiaj dobrą córką. Wykonywała polecenia. Słuchała. W końcu robiła to po raz pierwszy. Podczas tej całkiem przyjemnej czynności tylko raz spróbowała postawić na swoim. Widząc jednak w oczach mamy kompletne niezrozumienie, machnęła ręką. I choć kilka kroków w całym tym okołopierogowym procesie wydało jej się irracjonalnych, postanowiła, że da radę powstrzymać się od komentarza. Przyjrzała się sobie w odbiciu szyby piekarnika. Założyła dzisiaj spodenki, włosy przypięła spinką – no córka jak malowana. To nie był jakiś wyjątkowy ubiór, chodziła tak po domu często. Ale podczas tej jakże edukacyjnej czynności, podkreślał dodatkowo, kto jest kim i kto tu rządzi. Mama z wałkiem budziła respekt, ale potrafiła nawet pochwalić. Doświadczenie się przydaje. Zachowanie spokoju też. Postanowiła, że ten obrazek zachowa w sercu na później. Na wszystkie te chwile, kiedy tak gładko nie pójdzie oraz na ewentualną sztafetę pokoleniową też. Byłaby wyjątkowo próżna mówiąc, że ona takich sytuacji nigdy nie wywoła, bo ona to tyle już wie. Ale trochę jednak wie i dodaje jej to otuchy. Była z siebie dumna, że jej się udało. Była istną oazą łagodności. Ze zdumieniem musiała przyznać, że kosztowało ją to zdecydowanie mniej, niż dotąd przypuszczała.

Niech się wszystkim klei w ten świąteczny czas!

„[…] Pierwszej gwiazdy dziś zapytaj,
Co następny rok przyniesie
Czekam ja, czekasz ty
Północ już – zegar zaczął bić […]”

 

Fragment utworu „Mija rok” z repertuaru „Czerwonych Gitar”