Wielu z nas zostaje wychowanych w przekonaniu, że jedna osoba nie może sama wiele zmienić. Już od najmłodszych lat wpajana nam jest pokora: Nie wychylaj się, sami cię znajdą, Dzieci i ryby głosu nie mają —  brzmi znajomo? A potem wchodzimy w dorosłość nieprzygotowani do życia. Obejmujemy różne stanowiska i wtedy słyszymy: idź, rozmawiaj, nawiązuj kontakty, podejmuj decyzje, sprzedawaj. A w każdej pracy sprzedajemy nie tylko produkt, ale także swoje umiejętności i samych siebie. Wtedy narasta frustracja, bo wymaga się od nas działań, które do tej pory były nam obce. Nie wychodzimy ze strefy komfortu, aby się nikomu nie narazić. Czasami czujemy, że wiele procesów wymaga poprawy, ale nie zabieramy głosu.

Jak to się zaczęło

Kiedy 9 lat temu obejmowałam swój pierwszy oddział pielęgniarski, nie mając doświadczenia w jego prowadzeniu, uczyłam się tego od innych oddziałowych, którzy już to doświadczenie posiadali. Usłyszałam wielokrotnie, żeby nie wprowadzać zmian, kiedy wszystko w miarę dobrze funkcjonuje i żebym wiedziała, że każde ich wprowadzenie może prowadzić do protestu pracowników.  Największe znaczenie miało jednak dla mnie stworzenie oddziału opieki długoterminowej, który będzie namiastką domu dla naszych pacjentów.

Zmiana świadomości innych pracowników była procesem, którego wprowadzenie wymagało ogromnych przygotowań i wielogodzinnych spotkań. Najważniejsze w tym wszystkim było ustalenie wspólnego celu. Cel ten musiał być sprecyzowany, realny, atrakcyjny i wyznaczony w czasie.

Mieliśmy już wtedy bardzo dobrze działającą kuchnię. Każdy pacjent otrzymywał na tacy wcześniej zamówione przez siebie posiłki. Był to wygodny proces dla personelu i jest do dziś praktykowany w wielu szpitalach. Nie pasowało to jednak do naszej wizji ,,normalności dnia codziennego’’. Przecież w każdym domu jedzenie i wspólne spożywanie posiłków jest jednym z najważniejszych rytuałów.

Ogromna ilość odpadów łamała mi serce
Tobias Jung i Katarzyna Osmenda. Pracownicy domu opieki podczas smazenia plackow ziemniaczanych. Fot. Agnieszka Kornaś
Tobias Jung i Katarzyna Osmenda. Pracownicy domu opieki podczas smażenia placków ziemniaczanych. Fot. Agnieszka Kornaś
Przygotujemy wiele potraw bezpośrednio w naszej kuchni na oddziale opieki.
Przygotujemy wiele potraw bezpośrednio w naszej kuchni na oddziale opieki. Fot. Agnieszka Kornaś

Mieszkańcy naszego domu opieki zostawiali niektóre komponenty zamówień i lądowały one w zbiorniku na resztki. Pierwszym krokiem było wycofanie systemu tac i szkolenia na temat komunikacji z pacjentami.

Już po kilku tygodniach poznaliśmy lepiej zamiłowania kulinarne naszych podopiecznych, co pozwoliło nam dopasować zamówienia posiłków do ich dawnych przyzwyczajeń.

System bufetu pozwolił nam także nie nakładać komponentów, których pacjenci nie lubili. Pierwszym widocznym sukcesem był brak spadku ich wagi i pozytywny feedback nie tylko naszych podopiecznych, ale także ich rodzin. Liczba odpadów zmniejszyła się o ponad 70 procent.

Kolejnym projektem było pieczenie ciast i pizzy oraz smażenie naleśników i placków ziemniaczanych. Nasi pacjenci w czasie Świąt Bożego Narodzenia otrzymują standardowe paczki, w których są jabłka, orzeszki ziemne i czekoladowe mikołaje.

Wielu z nich nie jest w stanie tego zgryźć. Aby zapobiec wyrzucaniu tych produktów, postanowiliśmy je również przetwarzać. Tak powstaje pyszny mus jabłkowy, masło orzechowe i jedyny w swoim rodzaju likier z czekolady, śmietany kremówki i rumu. Każdy cieszy się tą ,,zamianą’’. Do wykonania tych przetworów i wielu potraw wykorzystujemy Thermomix, dzięki któremu oszczędzamy czas i energię elektryczną.

Jednym z następnych projektów była redukcja odpadów pieczywa. Zamawiamy tylko tyle, ile jest potrzebne, a ewentualną nadwyżkę przerabiamy na bułkę tartą, którą wykorzystujemy do knedli i do gotowanego kalafiora.

W ciągu ostatnich lat dokonaliśmy wspólnie z moim personelem wielu zmian, które stały się częścią naszej pracy. Zdaliśmy sobie sprawę z tego, że nawet najmniejsza zmiana jest procesem — od pomysłu, implementacji, ewaluacji i decyzji, czy zostanie na stałe wcielona w życie.

Dajemy dobry przykład

Jedna kropla wody nie może wiele zmienić, ale tysiące kropli potrafi wypełnić butelkę. A jedna kropla atramentu potrafi zmienić zabarwienie całej zawartości. Wystarczy pomysł i grupa ludzi, którzy pomogą nam go zrealizować. Razem możemy zdziałać bardzo dużo. Możemy mieć wpływ na zmianę świadomości innych ludzi i przyczynić się do małych zmian, które mają duże znaczenie nie tylko dla jednostki, ale także dla całej planety.

Potwierdzeniem, że wykonujemy dobrą pracę, jest fakt, że wiele innych oddziałów na całym świecie zaczęło powielać nasze pomysły. I to jest piękne!

Ten artykuł został napisany przez  autorkę w ramach wolontariatu w wyniku realizacji projektu Stowarzyszenia Klub Kobiet Kreatywnych pt. „Jak kobiety ratują planetę. Współpraca organizacji kobiecych z Polski i Austrii wobec wyzwań klimatyczno-energetycznych”, realizowanego w partnerstwie ze Stowarzyszeniem Kongres Polskich Kobiet w Austrii. Wyrażone poglądy i opinie są jedynie opiniami autorki i niekoniecznie odzwierciedlają poglądy i opinie Komisji Europejskiej oraz Narodowej Agencji Programu Erasmus+, które nie ponoszą odpowiedzialności za jego zawartość merytoryczną.